Z tamtego słynnego dnia wyborów najbardziej zapamiętałem całkowite rozminięcie się kierownictwa PZPR z nastrojami. W pewnym sensie to typowe dla długo trwającej władzy.
Teraz też tak już jest. Syndrom drugiej kadencji. Ale też pamiętam niesamowity nastrój, atmosferę mobilizacji i jakiegoś święta. To było jak dotąd jedyne święto, które naprawdę było performatywne.