Są wszędzie. Nieprzytomne. Zataczające się. Pijane „w trzy dupy”, jak to się mówi na Pradze. Z tego picia spadają bezwiednie na włosy, oczy, koszulę. Wtrącają się nieprzytomne do zup, chleba, sosów i wszystkiego. Nie sposób ich przeprosić, odpędzić lub odgonić. Gotowe zginąć, ale sięgnąć po jeszcze jednego. Patrzę na nie i myślę – toż to wypisz, wymaluj władza dzisiaj.
Jak wiadomo sezon się jednak kończy. Przynajmniej jeśli idzie o pszczoly.