Dzień czwarty – pomiędzy wyspami
Z wysp Laguny Weneckiej nie lubię tylko Lido. Morze tam szare, bo długo płytkie, o takim właśnie kolorze piasku. Za dużo brzydkiej architektury, gdyż Lido nie jest już objęta ścisłą ochroną. Wyspa była bardzo modna i dość niezabudowana przed laty, więc kto chciał to budował tu dom. To powodzenie odniosło odwrotny skutek: jest to dziś najmniej atrakcyjna wyspa. Może też kontrast po zwartej zabudowie centrum w okolicy bazyliki św. Marka jest za duży i ta wyspa pozostaje jakby w cieniu Wenecji historycznej, gdy z niej dociera się do Lido?
Do niedawna najpiękniejsza wydawała mi się Torcello z niesamowitą bizantyjską bazyliką i jakąś czystością formy całej zabudowy. Istotna jest też generalnie mała urbanistyka wyspy, a też bardzo wysoki poziom jedzenia. To we Włoszech robi kolosalną robotę w obrazie tego miejsca. Jednak w ostatnich latach bardzo tam wzrasta liczba turystów i to staje się trochę męczące. Bardziej niż w Wenecji głównej – o dziwo! Na Torcello nikt nie oczekuje tłumów, a w Wenecji nikogo tłumy nie dziwią. I choć są tam ogromne ilości turystów, to w Wenecji centralnej gdzieś paradoksalnie te tłumy jakoś znikają i w bocznych kanałach prawie zawsze jest pusto. Mimo tych zmian Torcello wciąż ma taki ukryty urok tajemnicy, jak wyspa na jeziorze Wan w Turcji z bizantyjskim małym kościołem oraz klasztor z tego samego okresu w Gruzji w okolicach Kazbeku – to są wszytko te same dyskretne uroki tajemnicy, co Torcello. Jakby jakaś resztka czegoś boskiego przetrwała jako czysta skrytość.
Ekscentryczne jest Burano ze swoją architekturą kolorów, geometryczną wręcz i konceptualną formą. Takie życie w obrazie, ale współczesnym. Abstrakcyjnym. Trudniej by to było wytrzymać na co dzień i stałe życie raczej byłoby tu nie do zniesienia, ale taka wizyta jest bardzo atrakcyjna i pobudzająca. W sumie to istotny dowód na „wyższość” dawnych mistrzów, że z nimi się jakoś łatwiej żyje! Ale być może za dwieście lat także obrazy abstrakcyjne bedą zadomowione jak zwierzęta ludzkie, psy i koty? Co nie zmienia faktu, że sztuka całkiem współczesna nie jest już abstrakcyjna, ani nawet społeczna, zaangażowana. Burano to nowoczesność z dwudziestego wieku. Dziś nadchodzi czas wielkich form. Nowy renesans. Ogromnych płaszczyzn, jakby znów figuratywnych, choć nierealistycznych w tym dawnym znaczeniu. Groza, jaka z nich bije jest być może źródłowa dla zrozumienia czym były takie płótna Tintoretta dla ludzi tamtego czasu.
Wreszcie Murano, które jest czymś w rodzaju mitologicznej świątyni ognia. Pomysł, aby na lagunie postawić w średniowieczu setki małych hut jest (był) racjonalny – ogromne ilości wody do chłodzenia. Jednak dziś wydaje się, że nie o racjonalność w tym chodziło, ale coś bardziej zasadniczego. Jest to bowiem dziś jakby fabryka piękna. Setki, tysiące szklanych obiektów robionych przez najwybitniejszych twórców z całego świata powodują, że wizyta tu to jakby wieczne Biennale, a może wieczność jako taka.
Odkrywam też teraz małe wyspy, które mają najczęściej coś pojedynczego, co je określa: San Clemente, San Giorgio Maggiore, San Michele. Postawione na nich obiekty, choć nie tej rangi co w Wenecji, zyskują przez brak konkurencji i dominacji wyspy, czyniąc z nich coś w rodzaju archipelagu zamków księżniczek.