Potępienie demonstrantów, skądinąd słuszne, nic nie da. Oni mają to gdzieś. Nie znają wojny i nie znają skutków utraty demokracji. Faszyzm jest dla nich lepszy niż to, co jest. Oznacza odrzucenie całego tego świata, w którym się czują niepewni i upokorzeni.
Lata trzydzieste dwudziestego wieku pełne były takich potępień, a nie powtrzymały faszyzmu. Oni się muszą poczuć zdradzeni przez faszyzm, aby go odrzucić. I tu potrzebna jest albo wielka intryga w kierownictwie tych ruchów, aby wyszły przekręty i dewiacje seksualne, albo powiązania z obcym wywiadem.
Inną, mniej pewną drogą jest poprawa ich losu i to znaczna. Wciągnięcie ich w system i nakarmienie forsą i wpływami. Tyle, że wówczas sytuacja się może wymknąć spod kontroli.
Który przywódca w kraju gwarantuje skutecznie pierwszy scenariusz? To pozostaje pytanie! Jedyne! Kto ośmieszy i skompromituje elity faszyzmu? Dodajmy, że zaledwie lęgnącego się, ale jednak.