W środę byłem kobietą. Zawiozłem dzieci do szkoły (to akurat robię często), ugotowałem, posprzątałem w kuchni (pani Jola była chora), nakarmiłem po szkole, zrobiłem zakupy, odrobiłem lekcje z dziećmi i zabrałem je na koncert. Żona wróciła ok. 22-ej do domu z Warszawy. Na ironię losu przesoliłem zupę i musiałem wysłuchać co o tym myśli Zosia.