Kiedy tłum w Kazimierzu Dolnym jest nie do zniesienia, to czas dać nura do Janowca. Nura na pokładzie promu, który startuje z kamieniołomów i przenosi nas na drugi brzeg, wprost pod ruiny ogólnego zamku Firlejów.
Już podróż promem wycisza i wprowadza w stan spowolnienia po krzątaninie Kazimierza. Prom płynie bowiem zaledwie kilometr na godzinę, a więc podróż trwa ok. 10 min. leniwego suniecia się przez Wisłę, między niebem powierzchni rzeki a niebem nad głowami. Niezwykły urok tego przełomu Wisły jest z promu widoczny w całym swoim napięciu.
Janowiec jest malutki, w kontraście do ogromnego zamku, drobny, cichy. Domki z kamienia, ale w poprzek ulicy, są naprawdę skromne, urokliwie przycupnięte do zbocza zamkowego, teraz pełnego tarnin, głogów, jałowców, chmielu. Dominujący nad nim barokowy kościół odważnie pomalowany różem.
Przy rynku urocza mała knajpka pod niefortunnym trochę szyldem – Maćkowa Chata. A to zgrabny domek, bezpretensjonalnie i nie rustykalnie urządzony, z lokalnymi winami i piwami. No i całkiem niezła karta: gołąbki nadziewane kaszą jaglaną z kiszoną kapustą, zwane zawijańcem janowieckim, a więc potrawa regionalna. Dalej leniwe z sosem z podgrzybków, też wielce udane. Zupa z ciecierzycy, knedle ze śliwkami, ogórkowa i masa innych smacznych dań, a ceny wielce rozsądne.