Wczoraj na Placu po Farze w Lublinie przez cały dzień siedzieli kibice Szwecji. Było żółto, było wesoło, dość głośno, ale nie agresywnie. Pili piwo, lubelski cydr i cały dzień pytali o marychę. Pogodni ludzie. Trochę wycofani, ale w sumie, jak się porówna z nami, bardzo zespołowi i na luzie. O dziwo nie wywoływali też żadnej agresji po drugiej stronie. Malowali za darmo w ich barwy, konsumowali, cieszyli się wolnym dniem. Jakaś niedostępna nam łagodność życia.