Kilka dni temu pojechaliśmy nad jezioro pokąpać się mimo złej pogody. W końcu kiedyś trzeba! Nic, że zimno i wieje.
Wracaliśmy z Maćkowej Rudy od profesora Strumiło i postanowiliśmy to zrobić wbrew pogodzie.
Kiedy dość szybko wyszliśmy na pomost po krótkiej kąpieli, na deskach leżały monety, które wypadły mi ze spodni. Jak się po chwili okazało wypadł też kluczyk, a właściwie pilot, bo Discovery nie ma kluczyka w tradycyjnym sensie.
Pilot jednak wpadł do jeziora. Telefony zamknięte w aucie, zapasowy pilot w Lublinie, nam zimno. Wezwani sąsiedzi odwieźli nas do domu. Pomoc drogowa tudzież firmy otwierające rzekomo wszystkie odmówiły działania w tych warunkach.
Co robić? Wówczas Artur zaproponował (a pan Roman od razu to wykonał), aby rano wezwać płetwonurka. I ten znalazł kluczyk przy pomoście ok. 0,5 metra pod wodą. Najbardziej niezwykłe było jednak to, że pilot zadziałał, a auto odpaliło! Tyle godzin w wodzie!