Jadąc rok temu z Francji do Włoch zatrzymaliśmy się w okolicach granicy, aby się wykąpać i zjeść obiad. Kelner zapytany w restauracji o plażę spytał się o kolor wody jaki preferuję, a potem opisał pięć różnych rodzajów tego samego morza w okolicy. Pomyślałem o kolorach jezior i fazach lata i o tym, że chyba brakuje nam takich słów – turkusowo-malachitowe kolory, morski niebieski Hańczy czy zielono-szary Wigier to nie to. To opisy przenoszące cechy z innej rzeczywistości, a nie samodzielne. Taki problem jest też z zielenią w czerwcu, której jest tyle odmian, że brakuje na to słów.