Co pozostaje…
Z każdym dniem wszystko gaśnie. Pozostaje schemat. Ulatniają się kolory, zapachy, smaki. Znika słodycz ogrodów i siła światła. W środku coś się tli jeszcze, jakiś żar wspomnienia, ale już tylko ożywiany, a już nieżywy. Jednak to nie znika. Mimo narastającego oddalenia od tego doświadczenia ono pozostaje. Trwa we mnie jako punkt odniesienia, a też pożądania. Chce się raz jeszcze tego doświadczyć, choć jakby wiadomo, że porażenie jest możliwe tylko raz, a potem zawsze jest wspomnieniem. Opisał to po mistrzowsku Proust w pierwszym tomie „Poszukiwań”. Może trzeba więcej czasu, aby nabrać odwagi na ponowne zmierzenie się z tym wyzwaniem? Może i tak trzeba będzie przyjeżdżać, doznając za każdym razem rozczarowania, że to już nie to, co wówczas?
Gdybym mógł, nigdy bym już drugi raz nie pojechał do Wenecji, gdybym mógł nigdy bym drugi raz nie pojechał do Marrakeszu. Gdybym mógł nie wróciłbym do Biłgoraja. Ale nie mogę, więc wracam i będę wracał, aż nastąpi, jak w ikonie, wypełnienie schematu czymś realnym i rodzącym się bez ustanku.