Wprowadził się do salonu w Dzierwanach i nie chce go opuścić. Świecimy w niego latarką – nic. Żadnej reakcji. Dotykamy kijkiem – przelatuje na drugą stronę. Otwieramy drzwi, okna, zapalamy wszystkie światła, hałasujemy i to nic nie daje.
Dzieci na obozie nad Biebrzą spotkały człowieka, który miał na ramieniu nietoperza i był z nim bardzo zaprzyjaźniony, więc już wyobrażają sobie, że nasz gacek będzie domowym gackiem. My z żoną, wychowani na kinie czarno-białym, mamy mniej entuzjazmu dla takiej przyjaźni. Ale cóż, próbujemy czytać przy zapalonym kominku. Jednak cień co chwilę przelatującego nietoperza utrudnia utrzymanie wątku, więc idziemy zobaczyć kolejny odcinek „House of cards”, ale nietoperz przylatuje do nas.
To było jednak ponad nasze siły. Idziemy spać, zamykamy drzwi od sypialni, a dom zostawiamy otwarty, żeby gacek sobie odleciał. Rano mamy w domu trzy nietoperze. Tego było jednak za dużo. Przepraszamy je jakoś i próbujemy wrócić do domowych zajęć, bo pada. Ale smutni jacyś i nawet dziewięć kotów za oknem nie rekompensuje tego, że w środku nic nie lata.
Smutek trochę jak po wyjeździe gości. Niby się cieszysz, że będzie trochę spokoju, ale z drugiej strony – pustka.