Powrót Odysa należy do czasów, w których się wydarza. I za każdym razem jest inny. Ma twarz swojej epoki. Odys Warlikowskiego wraca z Auschwitz. Jego wojownicy, kuzyni, całe plemię nie żyje. Wraca do żony i dzieci, które opuściły Europę przed wojną. Ale ta rodzina jest nie taka. Jakby się wszystko pozamieniało.
Próbuje opowiedzieć swoją wyprawę, ale ta zamienia się w film z Hollywood. Ci, którzy przeżyli chcą być znani, aby bezimienni nieżywi mieli swój wyraz. Ale podtrzymywanie wyobraźni po zagładzie jest opadaniem w sen, w którym historia, fabuła, montaż nie dają się odróżnić. Przede wszystkim wszystkiego jest za dużo; za dużo holocaustu w Shoah!
Oczywiście warsztatowo to mistrzostwo pod każdym względem. Gra aktorów, scenografia, światła, wizualizacje. Wszystko jest perfekcyjne.
Nie jestem w stanie nikogo wyróżnić, bo wszyscy byli genialni. Hitler/Heidegger Chyry (u Dostojewskiego stary Karamazow/inkwizytor/Jezus) czy kreacja Cieleckiej lub Ostaszewskiej są mistrzostwem warsztatu, ale wszyscy byli wspaniali.