W sobotę i niedzielę rano wybudzają się nad ranem z pijackiego snu i przekrwawionymi oczami wpatrują w jakąś pustkę przed sobą, albo i w nich samych. Niektórzy coś mówią, jakby rozmawiali z zaświatami. Nieliczni wykrzykują i porykują, powtarzając słowo „kurwa” tysiąc razy.
Inni równie usztywnieni, w niemodnych ubraniach wolno, krok za krokiem suną do kościoła. Też patrzą jakby w inny świat. Prawie nie ma wśród nich młodych. Trochę jak cienie.
Polskie poranki zaludniają widma. Ktoś w nocy wypija z nich krew; bladzi, szarzy i z przekrwawionymi białkami nie wiedzą co się z nimi stało, gdzie są i dlaczego tu.