To są raporty o polityce, które wysyłał do mnie prof. Cezary Wodziński, kiedy byłem jeszcze czynnym politykiem. Po tylu latach postanowiłem je ponownie opublikować, aby i inni mogli zdziwić się tym jak mało się zmieniło od tego czasu.

Kołakowski i jego rzekoma diabelskość

Rola Kołakowskiego w procesie zapisywania i utrwalania konkordatu politycznego między Kościołem i państwem wydaje mi się i przeszacowana, i jednostronnie wykrzywiona. Z kilku powodów. Po pierwsze, sądzę, że Kołakowski skłonny był nadawać funkcji Kościoła w Polsce znaczenie niemal wyłącznie historyczne. Świadczyć o tym mogą nie tylko jego koniunkturalne teksty prokatolickie z lat 70-ch i 80-tych (nie wiem, dlaczego eksponujesz jego marginalną raczej w tym kontekście książkę Jeśli Boga nie ma…), ale również, a może nawet przede wszystkim jego żarliwie waleczne „stalinowskie” teksty hiperkrytyczne z przełomu lat 40-tych i 50-tych. Poziom koniunkturalnej żarliwości (pro et contra) jest w nich jednaki. Po drugie, to, co od końca lat 80-tych budziło w Kołakowskim autentyczną trwogę, to wizja – budowana na podstawie jego zachodnich (europejskich i amerykańskich) doświadczeń – świata ponowoczesnego, jaką sobie konstruował. Świata nieposkromionej i nieusuwalnej wieloznaczności (w miejsce jedno- i dwuznaczności!), chaosu, ryzyka, otwartości. Świata, w którym nie ma granic – ani od strony piekła, ani od strony nieba. Świata jako ustawicznego czyśćca, w którym niepodobna się nie pobrudzić. Świata „bez Boga” jako gwaranta ładu i sensu, sc. sensownego wyboru między dobrem i złem. Świata „poza dobrem i złem”. Świata bez Transcendencji przez duże T. Myślę, że Kołakowski był naturalnie (sc. kulturalnie) uniezdolniony do ujrzenia transcendencji „pod nogami” i „między ludźmi” (do czego zdolni byli i Nietzsche, i Gombrowicz – jego jawni albo przemilczani wrogowie). Kołakowski, po trzecie, pewnie nie podzieliłby wizji, którą proponujesz:  „Polsce potrzebne jest stworzenie przestrzeni wolnej od religii. A to, że Polaków taka świecka przestrzeń otacza dziś dzięki Europie, sprawia, że po raz pierwszy mamy taką szansę” (49). Prawdopodobnie w ogóle by jej nie zrozumiał. Z pewnością obca mu była wizja człowieka wyzwolonego, którą przywołujesz za Gombrowiczem: „U niego są figury wzięte ze świata religijnego, ale użyte w rzeczywistości niereligijnej i z intencjami niereligijnego człowieka” (171) – „utrzymywanie się w napięciu, z którego każdy chce uciec. Próba utrzymania się w tej grozie do samego końca. Do tej grozy należy jakaś religijność, którą jednak trzymamy zawsze na dystans, ona jest próbą, której potrafimy sprostać” – ale zarazem „czarne okrucieństwo odrzucenia jakiegokolwiek porządku wiary, odrzucenia nadmiernej łatwości powiedzenia, że człowiek jest dziełem bożym, że za człowiekiem stoi jakaś absolutna interpretacja” (172).

Czy Kołakowski jest promotorem – jak piszesz – „rezygnacji z prometejskich ambicji świeckiego człowieka”  (co przypisujesz również Miłoszowi i Michnikowi) (168) pozostaje, rzekłbym, pytaniem. Odpowiedź zależałaby od rozumienia „prometeizmu”. Jeśli wykładać go jako wizję człowieka pod pustym niebem, to z pewnością nie mieściłaby się ona w horyzoncie Kołakowskiego. Jeśli jednak „prometeizm” byłby desperackim buntem przeciwko opuszczeniu i osamotnieniu – a heroizm Prometeusza bywa tak rozumiany – to kto wie…

Rekonstrukcja procesu uwiedzenia przez Kościół katolicki w Polsce lewicy laickiej powinna uwzględnić raczej takie książki, jak wspomniane jedynie przez Ciebie: Kościół, lewica, dialog Michnika i Polski kształt dialogu Tischnera. Raczej to niźli Kołakowskiego. Być może również ważną w tym procesie – formacyjną przede wszystkim dla tzw. laikatu katolickiego (warszawski KIK, z którego wywodzi się przecież Mazowiecki, Wielowieyski, Święcicki etc.) – książkę Cywińskiego: Rodowody niepokornych.

Zasługę Kołakowskiego widziałbym we wprowadzeniu i dość konsekwentnym przestrzeganiu pewnego rygoru pojęciowego: uporządkowaniu pojęć „wiara”, „religia”, „Kościół” (tego brakuje mi w Twojej książce). Te kategorie są u Kołakowskiego precyzyjnie rozróżnione. Propozycja – wyłożona w Obecności mitu, ale żywa również w wielu późnych tekstach Kołakowskiego (zwłaszcza w Horrorze metafizycznym) – tropienia nieracjonalności rozumu, sc. mitycznych przesłanek i nostalgii racjonalności, wydaje mi się wciąż ważną propozycją. Ryzykowną dla obu stron: i dla czcicieli „czystego rozumu”, i dla bałwochwalców „czystej wiary”. 

Komentarze

Aby zapewnić najwyższą jakość usług strona wykorzystuje pliki cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Polityka Prywatności

Polityka plików „cookies”: korzystając ze strony Janusza Palikota akceptujesz zasady zawarte w niniejszej polityce prywatności: Po co nam cookie? Cookies używamy w celu optymalizowania korzystania ze stron www oraz również w celu gromadzenia danych statystycznych/analitycznych, do identyfikowania sposób korzystania użytkowników ze stron internetowych. Dane te dają możliwość ulepszania funkcjonalności, struktury i zawartości stron www, oczywiście z wyłączeniem personalnej identyfikacji użytkownika. Dane osobowe gromadzone przy użyciu plików cookies są zbierane wyłącznie w celu wykonywania określonych akcji na rzecz użytkownika. Dane zawierające informacje osobowe są zaszyfrowane, w sposób uniemożliwiający dostęp do nich osobom nieuprawnionym. Akceptowanie plików cookies nie jest obowiązkowe! Możesz samodzielnie zmienić warunki przechowywania lub uzyskiwania dostępu do cookies za pomocą ustawień oprogramowania zainstalowanego w Twoim urządzeniu. Janusz Palikot nie odpowiada za zawartość plików cookies wysyłanych przez inne strony internetowe, do których linki umieszczone są na naszych stronach Zaufani Partnerzy Korzystając ze strony możesz otrzymywać pliki cookies pochodzące od Zaufanych Partnerów. Mogą oni korzystać z plików cookie do celów reklamowych, analitycznych i statystycznych. Strona wykorzystuje oprogramowanie analityczne od Zaufanych Partnerów (Google Analitics, Facebook), zamieszczając w urządzeniu końcowym Użytkownika kody umożliwiające zbieranie danych o nim. Janusz Palikot

X