Film zapada w duszę i zostaje. Trochę jak teatr Lupy: nasycony doniesieniami i gęsty mimo „wolnej” akcji. Roma to dzielnica stolicy Meksyku, ale też wilczyca, która zadba o stado, wykarmi i ochroni. A jak trzeba to zagryzie szczenię, aby inne przetrwały. Zawsze wie co robić!
Koszmarne psie kupy w bramie wjazdowej i wyjeżdżając wielki samochody – niby nic, a jest w tych scenach jakaś ukryta siła! Pistolet/penis wymierzone w matkę dziecka, która ze strachu zaczyna rodzić. Obecność czegoś złego, a niewidocznego – losu, który i tak się dokona!
Pawlikowski nakręcił perfekcyjny film, ale nie ma w nim tej głębi, która jest w „Romie”.
Fot. Kadr z filmu „Roma”, reż. Alfonso Cuaron