Kontynuując wpis z wczoraj:
Mimeomia – łatwość z jaką wchodzimy w szufladki i dopasowujemy się do stereotypów, nawet jeżeli tego nie chcemy, nawet jeżeli to nie jest w porządku i nawet jeżeli wszyscy uważamy że tak być nie powinno. Samookaleczamy naszą fantazję i pomysłowość zakładając najnudniejszy i najbardziej oczywisty kostium – Batmana, kapitana Sparrowa, kota z „Catwoman” – byle tylko zgarnąć te łatwe lajki i nie musieć po raz kolejny odpowiadać na pytanie „za kogo ty się właściwie przebrałeś?”
Ambedo – rodzaj melancholijnego transu w jaki wpadamy, kiedy dajemy się pochłonąć bez reszty szczegółom i szczególikom doświadczenia zmysłowego. Krople deszczu spływające po szybie, drzewa szumiące na wietrze, znikająca pianka na kawie – te krótkie momenty w których doznajemy po prostu tego, że żyjemy, i to tylko po to, żeby tego właśnie doświadczyć.
Semaphorism – dyskretny znak w rozmowie, że mamy coś osobistego do powiedzenia w danym temacie, ale nie będziemy rozwijać. Empatycznie skinięcie głową, w pół opowiedziana anegdota, enigmatyczne „znam to uczucie”. Rzeczy, które wrzucamy czasami w rozmowę, a które są jak chorągiewki, które ostrzegają, żeby tutaj nie kopać, bo coś jest ukryte pod ziemią. Może linia energetyczna, która zasila dom, a może światłowód, który prowadzi hen, do innego kraju.
Hasła pochodzą ze „Słownika nieoczywistych smutków” Johna Koeniga (tłumaczenie: Piotr Stankiewicz).