To nazwa restauracji w Tel Avivie, a nie tytuł książki. Niewiele ma ona wspólnego z dziełem Hemingwaya, a więcej z filmem Chaplina „Dzisiejsze czasy”.
Kilkunastu ludzi obsługuje naraz około tysiąca klientów. Oni nie chodzą, oni biegają; oni nie nakładają, oni rzucają jedzenie na talerze. Wszystko jest bardzo smaczne i niewiarygodnie szybko podane.
Byłem kiedyś w knajpie, gdzie wymyślono kaczkę po pekińsku – tam wprawdzie było naraz 3 tysiące klientów, ale też 300 kelnerów.