I pojechałem, po roku, po raz kolejny do Marrakeszu. To była nagroda. Nie dla mnie. Dla uczestników konkursu na zdjęcie roku z naszą wódką – wyBUHową. Ale ja też się cieszyłem.
Pokochałem Marrakesz. Pokochałem podczas pierwszego pobytu rok wcześniej. I choć miałem lęk w sobie czy druga wizyta nie zniweczy wspomnienia i not w książce „Zapiski z Marrakeszu”, to jednak chciałem i musiałem. Jak wiadomo od Prousta, nie należy jechać do umiłowanych miejsc. Zwłaszcza z dzieciństwa i zwłaszcza z pobytu z mamą. Ale że nie jestem Proustem, nie byłem wówczas z mamą i nie było to moje dzieciństwo, to miałem nadzieję, że tamten Marrakesz ocaleje. I tak się stało. Tym razem był to wyjazd firmowy, z ekipą, i rządził się innymi prawami. Poza tym kręciliśmy materiały na temat filozofii w płynie, czyli – Wyjebongo. Było więc strasznie i śmiesznie.


