Kult słońca nie wziął się znikąd. Jak człowiek rano wstanie i wyjdzie na słońce, na chwilę chociaż, to dostaje takiego zastrzyku dopaminy, że cały dzień nam się udaje niczym dzień zakochania, niczym wniebowstąpienie. Po porannej, słonecznej kąpieli też wieczór i nawet noc są pełne radości i głębokiego snu, bo wpływ słońca utrzymuje się długo. Pierwsza zasada kodeksu „Jak dobrze rano wstać” jest więc taka właśnie: wyjść na słońce. Potwierdza to nie tylko kult słońca w mitologii, trwający tysiąclecia, ale też współczesna medycyna.
Co robić, gdy jednak nie ma słońca? W Polsce bowiem w skali roku liczba dni słonecznych versus pochmurnych to prawie pół na pół. W te dni bez słońca pozostają albo specjalne lampy, albo kominek, albo świece, albo ognisko. To w sumie ocean (słońce) możliwości. Wystarczy chcieć. A ostatecznie jak się naprawdę nic nie ma, to można, ćwicząc poranną jogę, sobie słońce wizualizować. To też działa.
Kiedy więc słońce lub ogień zamieni nas z „człowieka zbuntowanego” w „człowieka możliwości” to warto (aby dobrze rano wstać) napić się wody, ciepłej wody, wody z cytryną, mineralnej wody. Trzeba tej wody sporo wypić. Litr, a lepiej dwa.
Te dwie rzeczy – słońce i woda – już wystarczą, co do zasady, na nie tylko dobry początek, ale też na pracę i życie przez resztę dnia. Jednak do pełni szczęścia potrzebny jest jeszcze ruch na świeżym powietrzu lub w wietrzonym pomieszczeniu. I trochę medytacji, wsłuchania się w jakąś melodię czy śpiew.
W sumie niewiele potrzeba do szczęścia i jest to wszystko bardzo demokratyczne.