San Francisco Wschodu
Następnego dnia rano poszliśmy na śniadanie do jednej z tysiąca śniadaniowni w Kijowie. W telawiwskim stylu, z hummusem, szparagami, kaszą gryczaną, która jest tu wszędzie i już we Lwowie mnie zszokowała. Ukraińcy uwielbiają przebywać na zewnątrz, jeść na zewnątrz, żyć na zewnątrz i w tym sensie to coś zupełnie innego niż Polska. Inne życie. Idąc, a poźniej też jadąc przez centrum trudno się nie zachwycić skalą miasta. Kijów leży na wzgórzach z dość stromo opadającymi ulicami, jak w San Francisco właśnie. Leży też jak SF nad zatoką, którą tu tworzy Dniepr, a nie ocean; rzeka jak morze. Drogi są wprawdzie szersze niż San Francisco, ale wzgórza podobne, wielkość domów podobna. Uderza jakaś amerykańskość tego. Zaskakujące doświadczenie. Nigdy o tym nie pomyślałem, ale trzeba zaznaczyć, że Kijów, podobnie jak Lwów, jest w okresie prosperity. Ceny mieszkań, mimo wojny, nie spadły, ludzi przybywa, a już jest ich ponad cztery miliony. Od mojego ostatniego pobytu miasto wypiękniało i wydaje się bardziej zadbane niż wówczas. Mimo wojny.