Dzień siódmy – moje ulubione co nieco
Lubię kuchnię Wenecji i także całego Veneto. Wielu ludzi uważa, że jest ona najwyższego poziomu ze wszystkich kuchni Włoch. Jest w niej bez wątpienia wysoki poziom wyrafinowania i generalnie działa ona na mniejszych akcentach w zestawieniu składników niż kuchnia toskańska czy sycylijska. Jednak prawdziwa kuchnia samej Wenecji (inna niż Veneto) jest zdecydowana, surowa, morska, lekko biologiczna. Jest to oczywiście kuchnia rybna i owoców morza.
Z restauracjami w Wenecji jest pewien zasadniczy problem: są albo zajęte, albo zamknięte. Te dobre oczywiście. Jak sobie radzić z tym? Wielokrotnie o tym myślałem i mam kilka pomysłów, w tym jeden generalny, będący wynikiem moich lat doświadczeń w tym mieście. Zwracam uwagę, że dziś nawet goście hotelowi nie chcą jeść w hotelach i wychodzą na miasto, także na śniadania. To powoduje, że znane i dobre restauracje niehotelowe są totalnie obłożone. W październiku i na początku listopada roku 2022 wolne stoliki w takich miejscach jak Antiche Carampane są dopiero na koniec listopada. Trudno z takim odstępstwem planować dni. Poza tym to skąd wiadomo na co człowiek będzie miał ochotę miesiąc później, niż czas rezerwacji? I o ile, gdy się jedzie do Nomy w Kopenhadze to można planować, a nawet trzeba, miesiąc i rok wcześniej, bo jest to jak wizyta w operze, to jednak nie na co dzień i nie w Wenecji, gdzie najważniejsze jest światło. A jedzenie ma nam dobrze towarzyszyć.
To, co jest istotne w tej sytuacji to to, że restauracje hotelowe są puste. I bardzo się starają, aby to zmienić. Ceny w nich są paradoksalnie niższe lub takie same jak w najlepszych knajpach w mieście, a wnętrza często oszałamiające. I jeśli sobie pomyślę o tłoku i wiecznym czekaniu na serwis w modnych knajpach, to często wolę szalone wnętrza najlepszych hoteli i nawet najbardziej proste jedzenie w nich jak crudo czy sałaty. Bywa, że jest to jedzenie zupełnie zaskakujące, a niekiedy okazuje się, że jest tam kuchnia wybitna.