Dlaczego właściwie nie dostała Nobla? Jej świadectwo jest jednym z najważniejszych. Najbardziej też ludzkim. Że w formie reportażu? Że to nie literatura?
Jak pisać o Zagładzie? Ten temat wytrącał pióro niejednemu, także z największych. Właściwie dali radę tylko ci, którzy byli bardzo oszczędni w formie jak Georges Didi-Huberman („Obrazy mimo wszystko”), Primo Levi („Czy to jest człowiek”) czy Hannah Arendt (sprawa Eichmanna). To wszystko są w sumie reportaże.
Te krótkie, jednostronicowe historie opisywane przez Krall są pełne szczególnej czułości. Troski, aby nie powiedzieć o jedno zdanie, o jedno słowo za dużo. Jej powściągliwość jest jak wykuta w kamieniu. Dzięki temu cały rozmiar tego, czego nie powiedziała, a co się wydarzyło uderza w nas jak żywy obraz. Jak płomień.
„Więc nie wykąpię dziś dzieci” – powiedziała mama Żydówka w komorze gazowej, gdy się dowiedziała, że dysze są nie do mycia, tylko do zagazowania.
Jest też w tym inne jeszcze świadectwo. Bliskie temu, co wyraził w „Piesku przydrożnym” Czesław Miłosz, a mianowicie, że w małych sprawach, przydrożnych, są ukryte wielkie prawdy. Wielkie historie. I one nam mówią więcej niż „Iliady” czy „Pany Tadeusze”. W historiach Krall jest niejako na uboczu Zagłady powiedziane też – co to znaczy polskość? Jak bardzo oznacza to też żydowskość. I to się łączy z innymi książkami, które się teraz ukazują niezależnie od siebie: biografia Różewicza, Baumana, Kurskiego saga o rodzinie i wiele innych. Jakby coś się wreszcie mogło wydostać na powierzchnię. Szczególny znak.