Aleksander Janas:
Trafiłem jakiś czas temu na tłumaczenie części haseł „Słownika nieoczywistych smutków” Johna Koeniga, czyli fantastycznego poetyckiego słownika emocji, na które nie ma terminów, a powinny.
Szczególnie jedno hasło – adronitis wydaje mi się bardzo ciekawe. Zacząłem ostatnio kilka znajomości od przeczytania adwersarzom tego właśnie hasła, z niezłym wynikiem, bo chyba koresponduje ono z uniwersalną dziś tęsknotą. Współczesny Myszkin mógłby taką tęsknotę zaspokajać.
Wydaje mi się, szczególnie z punktu widzenia człowieka „podłączonego do sieci”, że to tęsknota za komunikacją olewającą cały dzisiejszy elektroniczny fejsbukowy small-talk, omijającą wszystkie ustawienia prywatności w naszych duszach, które strzegą pilnie, żeby nikt w nas się nie wkradł i nie posiadł nas zbytnią bliskością.
Adronitis – frustracja, że tak strasznie długo trwa zanim naprawdę poznamy drugiego człowieka. Pierwsze tygodnie znajomości antyszambrujemy pogawędkami w przedpokojach psychiki, przesuwając się w głąb powolutku i po centymetrze, dwa kroczki naprzód, jeden duży wstecz. A chciałoby się przecież zacząć od sedna, od tego, co najważniejsze, a dopiero potem odblokowywać wyjścia na sprawy drugorzędne i marginalne. Chciałoby się zacząć od najgłębszych tajemnic i najintymniejszych szczegółów, a dopiero potem wyluzowywać w stronę small-talku, tak żeby dopiero po latach i poznaniu wszystkich soczystych sekretów osiąść spokojnie na kanapie i zapytać bliźniego jak ma na imię i co właściwie słychać.
Opia – dwuznaczne i dojmujące patrzenie komuś w oczy, które zarazem czyni z nas natrętów, jak i wystawia na cios. Oczy drugiego człowieka błyszczą, są bezdenne, ale i nieprzezroczyste, a my zaglądamy w nie jak w dziurkę od klucza, czując z absolutną pewnością, że tam, po drugiej stronie drzwi, ktoś jest. Ale nie wiemy, czy zaglądamy do wnętrza czyjegoś domu, czy właśnie wyglądamy na zewnątrz.
Mal de coucou – paradoks życia towarzyskiego, które jest niby bujne, ale w którym mamy niewielu prawdziwych przyjaciół. Mamy wokół siebie bardzo wielu ludzi, ale tylko przy bardzo nielicznych możemy być naprawdę sobą i wypłukiwać z siebie wszystkie te psychologiczne toksyny, które się w człowieku gromadzą. Mal de coucou jest jak złe odżywianie, które sprawia, że nawet jeśli pochłoniemy cały bufet niezobowiązujących pogawędek, to i tak wciąż jesteśmy głodni prawdziwego posiłku.
Autor tłumaczenia: Piotr Stankiewicz