
Noty amerykańskie. Nota czternasta
Paso Robles, czyli nigdzie
Tu by mogła być pierwsza scena filmu Quentina Tarantino czy braci Coen; to nie jest kraj, to nie jest świat. A było to w Paso Robles, w połowie drogi pomiędzy LA i San Francisco.
Po co tu przyjechaliśmy? Chcieliśmy przejechać drogą numer 1, ponoć najładniejszą w USA i zobaczyć słynne Big Sur. Okazała się faktycznie bardzo piękna. Wybitnie. Najbliższy nocleg w okolicy znaleźliśmy w Paso Robles właśnie, czyli nigdzie. Niedaleko było też stąd do winnicy Paderewskiego, która jednak okazała się zamknięta dla publiczności. No i było w połowie drogi pomiędzy LA i SF.
czytaj dalej…Pozostałe wpisy:

Noty amerykańskie. Nota trzynasta
Bezdomni
Plaża w LA – Venice. W sumie ciągle chce mi się spać. Zmiana czasu dopada mnie codziennie od 19, czyli o 3 w nocy w Polsce. Ziewam, zamykam oczy, piję herbatę, alkohol, byle nie zasnąć. Walczę maksymalnie do 21:30 i potem już ledwo dochodzę do łóżka. Budzę się ok. 3-4 w nocy, czyli o 13 czasu polskiego. Jem śniadanie ok. 9, czyli 18 w Polsce i zaraz po śniadaniu zaczyna się moja walka Don Kichota z wiatrakami, a właściwie tylko z wiatrakiem czasu. I tak cały dzień nacierają na mnie łopaty drzemki, skrzydła snu, wzgórza bezsenności. Walczę ze snem. Mało skutecznie.
czytaj dalej…
Noty amerykańskie. Nota dwunasta
MedMen, czyli sklepy z marihuaną i jej pochodnymi. To było jak doświadczenie innej cywilizacji. Marihuana jest tu prezentowana jak biżuteria, jak najdroższe precjoza. Sklep ogromny, luksusowy. Produkty pokazane progresywnie, awangardowo. Koniec estetyki reggae, która do niedawna dominowała w tym segmencie. Te produkty chce się wziąć do ręki nie dlatego, że mają CBD czy THC, ale dlatego, że są pięknie opakowane.
czytaj dalej…
Noty amerykańskie. Nota jedenasta
Las Vegas
Chcieliśmy przelecieć helikopterem nad Wielkim Kanionem. Firma, która to organizuje ma za bazę Las Vegas, bo jest najbliżej rezerwatu i w licznych hotelach pełno tu turystów chętnych na tego typu przygody. Więc polecieliśmy z LA samolotem kursowym do LV i w niespełna godzinę byliśmy na miejscu. Było rano jak startowaliśmy, więc po wylądowaniu wybraliśmy się na śniadanie do „wieży Eiffla”. Na śniadanie francuskie oczywiście i było to bardzo dobre śniadanie, a właściwie brunch – wręcz wybitny. I choć wszystko wokół wyglądało jak tania dekoracja do filmów klasy D, to jedzenie było bardzo dobre, a serwis przyjemny.
czytaj dalej…
Noty amerykańskie. Nota dziesiąta
LA. Drzewa Beverly Hills
Ci, którzy uważają, że LA jest najbrzydszym miastem w USA widocznie nigdy nie byli w Las Vegas. Zresztą konkurencja w tej dziedzinie jest bardzo duża, bo Ameryka to bardzo konkurencyjny kraj w każdym kierunku. Jest więc wiele brzydkich miast.
czytaj dalej…
Noty amerykańskie. Nota dziewiąta
Solidarity
Polska restauracja w LA. Kiedyś nazywała się „Warszawa”, a dziś „Solidarity”. To mi spędza sen z powiek – dlaczego na świecie nie przebiła się polska kuchnia? Choć ta w Los Angeles w sobotę wieczorem była pełna gości i istnieje od lat, a więc ma swoje miejsce jako pojedynczy zakład. Jednak nie wywołała trendu jak bary sushi na świecie, pizzerie i potem restauracje włoskie, meksykańskie, a nawet francuskie. W Kalifornii też przebiły się restauracje koreańskie i oczywiście wszędzie są chińskie. No i jest jedna polska.
czytaj dalej…
Noty amerykańskie. Nota ósma
Hollywood
Pierwotnie był to napis reklamujący nieruchomości „Hollywoodland”. Koszty utrzymania i oświetlenia były jednak zbyt wysokie, dlatego też obiekt stopniowo popadał w ruinę. W końcu lat 40. okoliczni mieszkańcy wnieśli o całkowity demontaż niszczejącego napisu. W tym samym czasie władze miasta szukały czegoś, co mogłoby być emblematem miejsca, powstającego centrum filmowego. Ten napis nadawał się w sam raz i najzwyczajniej w świecie – już był. Po prostu.
Stanowi to doskonały przykład nie tylko roli przypadku w sukcesie, ale też tej świętej zasady marketingu: abyś był we właściwym miejscu we właściwym czasie.
czytaj dalej…
Noty amerykańskie. Nota siódma
LA
Wylądowaliśmy w Los Angeles. Nie minął dzień i zatęskniłem za Nowym Jorkiem. A więc – miłość! W wieku 58 lat zakochałem się w NY. Jak wiadomo, na miłość nigdy nie jest za późno. NY – kiedy znowu Cię zobaczę?
Tymczasem wszyscy uprzedzali, że LA to najbrzydsze miasto Ameryki i wartością tego miejsca są ludzie, ale trzeba się tam dostać i to raczej nie w trzy dni. Przynajmniej nie będę rozczarowany – pomyślałem. I nie myliłem się. Ponieważ niewiele oczekiwałem to z pewną pogodą ducha patrzyłem na to miasto z dykty. Na tę fabrykę snów przypominającą folwarczną budę, a nie krainę marzeń.
czytaj dalej…
Noty amerykańskie. Nota szósta
Whitney
Whitney, czyli Gertrude Vanderbilt. Wywodząca się z jednej z najbogatszych rodzin Ameryki, właścicieli koleji żelaznych północnej Ameryki. Na marginesie – dziś już trudno uwierzyć w to, że kolej mogła być kiedyś całkowicie prywatna, a była! Wyszła za mąż za równie bogatego męża – Harry’ego Payne’a Whitneya (z jego środowiska wywodzi się JP Morgan i wiele innych instytucji, które zdominowały dwudziesty wiek), a przy tym niewiarygodnie liberalnego. Romansująca z kobietami, prowadząca życie bohemy, tworząca środowisko artystyczne NY lat 20. i 30. Sama była wybitną rzeźbiarką. Można powiedzieć, że stworzyła genialnego Hoppera, wspierając go i finansując. I wielu innych. Jak Peggy Guggenheim i cała rzesza kobiet ówczesnej elity Ameryki stworzyła amerykańskie kolekcje i sztukę amerykańską.
Co jest u niej niezwykłe – nie prowadziła kolekcji innej niż amerykańska.
czytaj dalej…
Noty amerykańskie. Nota piąta
Nowy Jork jest jednocześnie wielki i mały. Nawet wieżowce to w sumie sztetl: małe miasteczka z Europy Wschodniej, Włoch, Anglii. Wszyscy się znają, są blisko, bez formalności. Oczywiście są wielkie korporacje, administracja miejska czy rządowa, konstytucja. Podobnie technika, instytucje finansowe, giełda. Tam jest inaczej, ale tylko w pracy, aby za chwilę wrócić do czegoś jak w rodzinnej wsi dziadków lub rodziców. Po południu w pubie, klubie, najbliższej restauracji jest właśnie jak w małym miasteczku. I to jest może najtrudniej zobaczyć za pierwszym razem. Człowiek w barze widzi cię pierwszy raz, a za drugim razem już wszystko o tobie pamięta i wie co lubisz, co pijesz, gdzie pracujesz.
czytaj dalej…
Noty amerykańskie. Nota czwarta
Broadway. Król Lew
Kiedy myślałem, że już mnie nic nie zaskoczy to poszliśmy na „Króla Lwa” na Broadway. I stało się: po locie helikopterem bez drzwi okazuje się, że też jest świat i też jest życie. Urodziłem się więc jeszcze raz na „Królu Lwie” i byłem małym chłopcem w Biłgoraju, gdzie w latach 70. przyjechała pierwsza cyrkowa trupa. Zaglądałem do lwów, słoni, widziałem klaunów, cyrkowców. Ależ cudowna naiwność wszystkiego. Życie. „Mamo, chcę jeszcze raz!”.
czytaj dalej…