Sorrentino okazał się łaskawszy dla Berlusconiego niż dla Karola Wojtyły i pokazał premiera Włoch jako człowieka w gruncie rzeczy pozytywnego, mającego w sobie jakąś mądrość życia wynikającą z tego, że się bali w nim błota i uciech i ciała. Jest to też film o energii późnego kapitalizmu, gdzie „altruizm jest najlepszą formą egoizmu”.
Lubię takie kino; wielowymiarowe.