Któregoś dnia rano budzę się i nie mogę wstać z łóżka. Zawroty głowy, wymioty, do łazienki dojść nie mogę o własnych siłach. Lekka panika, że to już koniec chyba i nawet nie wiadomo co i jak i dlaczego. Jak w jakiejś chorobie tropikalnej.
Wspaniała lekarz rodzinna przyjechała natychmiast z kroplówką. Dostałem „dwa strzały” i wstałem o własnych siłach. A następnego dnia 10 wierszy Czechowicza przemyślałem w rozpadzie i w mocy.