Tekst pochodzi ze strony Liberté.
Herosi contra potwory
„Wraz z pojawieniem się herosów życie ludzkie dokonuje pierwszego kroku poza to, co konieczne: dzięki ryzyku, wyzwaniu, przebiegłości, podstępom”. Te słowa Roberto Calasso, napisane o świecie starożytnych Greków, przyszły mi do głowy, gdy wysłuchałem supportu Leszka Jażdżewskiego do wykładu Donalda Tuska. Zaraz pewnie ktoś powie, że tracę rozum przyrównując Jażdżewskiego do Achillesa, ale nie to jest moim zamiarem. Calasso zauważa, że czas, kiedy herosi mieli chodzić po tym świecie, był krótki i dawno już zatonął w greckiej prehistorii. Heros pozostaje jednak do dziś mityczną figurą, w której zapisany jest niedościgły wzorzec. Nie twierdzę więc, że Jażdżewski jest nowym Tezeuszem, twierdzę jednak, że jego „postępek” był heroiczny. I to właśnie w greckim sensie ryzyka, przemyślności, być może nawet fortelu. Tezeusz z pewnością by się go nie powstydził.
Rzecz jasna nie każda przebiegłość i brawura są heroiczne. Wedle Calasso są takimi tylko wtedy, gdy mają na celu przełamanie konieczności. O jaką konieczność tedy chodzi? O tę, która trzyma nas w potrzasku, terroryzuje i tyranizuje, upadla nasze życie, przywłaszcza sobie do niego prawo, paraliżuje przyszłość, odbiera chęć i możliwość rozwoju. Taką konieczność Grecy utożsamiali z potworami. Stąd herosi to „pogromcy potworów: Apollon w Delfach, Kadmos w Tebach, Tezeusz w Atenach”.
Wystąpienie Jażdżewskiego było heroiczne, bo była w nim nie tylko brawura i ryzyko, ale też śmiały krok ku społecznemu wyzwoleniu: ku zrzuceniu z siebie (z nas) tej potwornej konieczności, która dla politycznego mainstreamu i związanej z nim większości społeczeństwa jest wciąż niemożliwym do zakwestionowania tabu.
Jażdżewski uderzył w potwora, przed którym klęczy i któremu wysługuje się polska prawica, i którego wciąż boi się centrum oraz lewica, widząc jego przemożny wpływ na społeczeństwo i jego tożsamość. Jażdżewski ma rację, potworem tym jest polski Kościół katolicki.
Wypowiedź redaktora Liberté! nie była wcale atakiem na chrześcijaństwo ani na tak zwane chrześcijańskie wartości. Był to atak na zdemoralizowaną instytucję kościelną i jej popleczników, a także na szantaż moralny, który wmawia nam, że zamach na ową instytucję oznaczać będzie cios w serce Polski.
Wszystkim, którzy od lewa do prawa są spętani tą potwornością, Leszek Jażdżewski rzucił heroiczne wyzwanie, apelując, abyśmy przestali się bać i nie pozwalali się dłużej terroryzować, bo właśnie to najbardziej niszczy dziś Polskę, rzucając ją w ręce populistycznej prawicy.
Nowe zaangażowanie
Jeśli piszę o heroizmie w kontekście słów Jażdżewskiego, nie robię tego tylko po to, żeby docenić i wziąć w obronę jego „postępek”. Robię to również dlatego, że potrzebna jest nam nowa wizja heroizmu i nowy, wypływający z niej, paradygmat postawy zaangażowanej społecznie. W dobie „wstawania z kolan”, za sprawą „polityki historycznej” i propagandy wiadomych mediów, heroizm został utożsamiony z postawą żołnierzy wyklętych i innych „niezłomnych” patriotów. Model heroizmu oparty na tych wzorach sprowadza się do bezrefleksyjnego ekscytowania się godłem, flagą i narodową godnością w imię obrony wspólnoty narodowej i jej niepokalanej (rzekomo) przeszłości.
Ten pseudoheroizm, choć stanowi ekstremum, od kilku lat współtworzy pole semantyczne, w którym się wszyscy poruszamy. To on sprawia, że pogłębia się tabuizacja mrocznych obszarów polskiej historii i budowanej na niej tożsamości. Powstaje w ten sposób nowa polityczna poprawność, której zakładnikami są dziś wszyscy od lewa do prawa. Polska budowana na takim pseudoheroizmie jest zamykaniem się w kościele polskiej przeszłości, jej traum, fantazji i iluzji. Przyszłość ma stać się jej przedłużeniem i powtórzeniem. Inaczej będzie zdradą.
Manifest Jażdżewskiego heroicznie przeciwstawia się temu zakłamaniu. Jest to heroizm nowego typu: heroizm młodości, która sprzeciwia się ojcowskiemu paternalizmowi; heroizm przyszłości, która mówi „nie” reprodukowaniu demonów i potworów przeszłości; heroizm myślącej i wrażliwej jednostki, która ma odwagę postawić się bezmyślnemu, zahipnotyzowanemu tłumowi.
Czego potrzeba, aby się na taką postawę zdobyć? Potrzeba do tego odwagi wyjścia poza logikę działania stricte politycznego, poza wyborczą kalkulację, poza socjotechnikę i trendy, które dają o sobie znać w sondażach. Jakże politycznie wątpliwy i ryzykowny był mityczny postępek Tezeusza, który popłynął na Kretę zabić Minotaura! Czy paternalistyczna stateczność nie podpowiadała, że kilka ludzkich ofiar rocznie to dla utrzymania pokoju niewygórowana cena? Tezeusz był jednak młody i wierzył w swoją młodość. Polska czeka na taką właśnie heroiczną młodość, której nie mierzy się metryką, bo jest stanem ducha, jego odwagą oraz otwartością. To nią właśnie Leszek Jażdżewski wszystkich tak poruszył. Dał ludziom poczucie, że warto znowu być młodymi.
Burzenie polskiego kościoła
Jażdżewski wygłaszając swój manifest położył na szali własną społeczno-polityczną przyszłość. Ryzykując wiele, zdobył się na to, by logikę działania politycznego zastąpić społecznym performansem. Wydaje mi się to kluczowe w obecnej sytuacji społeczno-kulturalnej, o czym pisałem szerzej w książce Wyspiański. Burzenie polskiego kościoła. Jestem przekonany, że idąc za Wyspiańskim, Gombrowiczem i innymi wybitnymi performerami naszej tradycji, trzeba upomnieć się dziś o gest performatywnej prowokacji. Jest on niezbędny w procesie tak indywidualnego, jak i społecznego wyzwolenia. Cieszę się ogromnie, że Leszek, z którym nieraz miałem przyjemność o tym dyskutować, podążył tym ryzykownym tropem.
Polska, choć od 30 lat niepodległa, nie jest jeszcze wolna. Jest zniewolona tym, co Maria Janion nazwała mesjanistycznym fantazmatem. Polską wrażliwością i percepcją, polskim reagowaniem i myśleniem włada zdegenerowane imaginarium postromantyczne. To ono jest tą szybą, przez którą – jak powiedział Jażdżewski – patrzymy na świat nowoczesny, nie rozumiejąc jego problemów, wyzwań, dylematów. Fantazmat, który nas odrywa od realiów świata i zamyka w kokonie sarmacko-mesjańsko-narodowych urojeń, musi zostać zburzony. To jedyna droga do trwałej zmiany społeczno-politycznej, gwarantującej Polsce nieodwołalne włączenie się w obszar zachodniej cywilizacji.
Fantazmat ten nazwałem polskim kościołem, nie mając bezpośrednio na myśli Kościoła katolickiego w Polsce. Nie ulega jednak wątpliwości, że to właśnie Kościół katolicki ponosi główną odpowiedzialność za jego podtrzymywanie i reprodukowanie. Dlatego nie będzie w Polsce trwałej zmiany mentalnej bez zmierzenia się z problemem polskiego katolicyzmu. Tylko zburzenie tabu, jakie go chroni, pozwoli uwolnić wreszcie nasze głowy.
Jestem przekonany, że performatywny manifest Jażdżewskiego walnie się do tego przyczyni. Powtórzę na koniec za nim: „bądźmy odważni!” Nie obawiajmy się zburzenia polskiego kościoła. Już teraz. Nawet jeśli mielibyśmy przegrać najbliższe wybory. Bo wygramy w ten sposób coś więcej: naszą przyszłość i przyszłość naszych dzieci.
Piotr Augustyniak – Myśliciel i eseista, doktor habilitowany filozofii. Wykładowca Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. W latach 2011-2012 stypendysta Republiki Austriackiej na Uniwersytecie Wiedeńskim. Autor książek o filozofii Nietzschego, Heideggera, Lutra i Mistrza Eckharta. Badacz polskiej tożsamości i jej aporetycznego stosunku do nowoczesności. Wydał ostatnio książkę „Homo polacus. Eseje o polskiej duszy” (Znak 2015). Były Dominikanin.