Jakiś człowiek naskoczył wczoraj na mnie na ulicy z okrzykiem: „Coś pan zrobił, żeby PiS nie doszedł do władzy?”. Nie zdążyłem nic powiedzieć i odszedł.
W sobotę na stacji paliw pod Warszawą trzech mężczyzn z biało-czerwonymi opaskami na rękach podeszło się przywitać:
– Czołem, panie Januszu – krzyknął jeden.
– Witam – odpowiedziałem.
– Pan też z marszu?!
– Ja raczej nie, no wie pan…
– A no tak, nie pańskie klimaty. Wszystkiego dobrego jednak.
– Wzajemnie – odpowiedziałem.
Boże, co za czasy.
Dziś studiuję plan lotów z Lublina, aby się na kilka dni jednak wyrwać.