Nie lubię wyjeżdżać z Europy. Unikam tego jak ognia. A po Europie coraz częściej podróżuję autem. Można powiedzieć – staroświecko. Jeszcze obrzeża kontynentu – Maroko, Izrael, Turcja, Grenlandia – tak. To lubię. Te momenty, gdy Europa się przeinacza, ale wciąż jest sobą. Obecnie szczególnie bliskie są mi Palermo i Sycylia.

Ale trzeba jechać. Co zrobić? Emil, najstarszy syn, pracuje na Stanfordzie w Kalifornii, gdzie nigdy nie byłem. Franek, najmłodszy syn, chce drugą klasę liceum zrobić nie w Lublinie, ale w Kalifornii właśnie. Jest też wiele możliwości biznesowych. Więc wyruszyliśmy całą rodziną. Nie było wyjścia.

Ostatni raz byłem w NY w 2016 roku. Był to też pierwszy raz. Lecimy przez Nowy Jork, bo w styczniu 2023 r. nie ma z Warszawy bezpośrednich lotów do LA czy San Francisco. Mamy więc kilka dni w NY. Ten poprzedni raz to też był trochę gwałt. Właśnie odpadłem z polityki w 2015 roku, a Mariusz Treliński jako pierwszy w historii reżyser operowy z Polski otwierał sezon w Metropolitan Opera. W dodatku „Tristanem i Izoldą” Wagnera. Oj, nie chciało się jechać. Nie chciało. Ale co zrobić? Mariusza znam od 2003 roku i jest mi przyjacielem. I taki sukces. I pierwszy raz. I Wagner. I polecieliśmy – z Moniką, ale bez dzieci.

Pierwsze spotkanie to było totalne starcie. Nic mi się nie podobało. Nic. Ani jedzenie, ani miasto, ani muzea. To taka choroba Europejczyków wobec młodszego brata – USA. Wielu ludzi ją przechodzi. Bo NY to taka przestawiona Europa. I trudno to uznać. Niby bliskie, ale obce. Niby smaczne, ale kwaśne trochę i płaskie. Niby wolność, pogoda, pozytywizm, ale trochę trywialnie. Nawet Times Square wydawał mi się po prostu filmową dekoracją, niczym więcej. Jednego dnia w proteście i oburzeniu przeszedłem całą Fifth Avenue, aby „nie znaleźć” kawiarni z herbatą w porcelanowej filiżance i udowodnić sobie, Monice i wszystkim znajomym, że Ameryka to jednak nie Europa.

Oczywiście przeżycie opery w „The Met” było niezwykłe i empatyczne, przedstawienie świetne, ale właśnie w konflikcie z Ameryką jednocześnie. Szukałem dziury w całym, jak to się mówi, a okoliczności sprzyjały. Zdziwiona mina ministra Glińskiego, że mnie tam widzi i moja zdziwiona mina, że na przyjęciu po przedstawieniu podają szampana w plastikowych kieliszkach. Nowojorscy Żydzi, którzy nie chodzą na Wagnera i nie jeżdżą niemieckimi autami. I nawet Plácido Domingo nie pomógł, choć siedzieliśmy przy jednym (owszem, dużym) stole. Szalałem: Ameryka!!! Do diabła.

Poza operą pozostała mi w pamięci restauracja Emila Vardy, Żyda z Lublina, „The Waverly Inn”. I nawet nie z tego powodu, że w sali obok miał urodziny Scorsese, ani że weszła jakaś totalna gwiazda rocka z gigantycznym tłumem paparazzi i fotoreporterów. Nie, nie to. Kuchnia była europejska. Francuska. Prowadził Polak z Lublina. Polski Żyd. I było trochę tak jak w starej Europie. W amerykańskim formacie, ale z ducha w Europie. Może to był ten moment, gdy ponowny przyjazd do NY stał się możliwy.

Teraz, po siedmiu latach, czeka na mnie jakiś inny, już nie pierwszy, Nowy Jork. Jaki będzie? Lądujemy.

Czytaj dalej: Noty amerykańskie. Nota druga

Komentarze

Aby zapewnić najwyższą jakość usług strona wykorzystuje pliki cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Polityka Prywatności

Polityka plików „cookies”: korzystając ze strony Janusza Palikota akceptujesz zasady zawarte w niniejszej polityce prywatności: Po co nam cookie? Cookies używamy w celu optymalizowania korzystania ze stron www oraz również w celu gromadzenia danych statystycznych/analitycznych, do identyfikowania sposób korzystania użytkowników ze stron internetowych. Dane te dają możliwość ulepszania funkcjonalności, struktury i zawartości stron www, oczywiście z wyłączeniem personalnej identyfikacji użytkownika. Dane osobowe gromadzone przy użyciu plików cookies są zbierane wyłącznie w celu wykonywania określonych akcji na rzecz użytkownika. Dane zawierające informacje osobowe są zaszyfrowane, w sposób uniemożliwiający dostęp do nich osobom nieuprawnionym. Akceptowanie plików cookies nie jest obowiązkowe! Możesz samodzielnie zmienić warunki przechowywania lub uzyskiwania dostępu do cookies za pomocą ustawień oprogramowania zainstalowanego w Twoim urządzeniu. Janusz Palikot nie odpowiada za zawartość plików cookies wysyłanych przez inne strony internetowe, do których linki umieszczone są na naszych stronach Zaufani Partnerzy Korzystając ze strony możesz otrzymywać pliki cookies pochodzące od Zaufanych Partnerów. Mogą oni korzystać z plików cookie do celów reklamowych, analitycznych i statystycznych. Strona wykorzystuje oprogramowanie analityczne od Zaufanych Partnerów (Google Analitics, Facebook), zamieszczając w urządzeniu końcowym Użytkownika kody umożliwiające zbieranie danych o nim. Janusz Palikot

X