Dzień szósty – Wenecja ukryta
Jest świetna książka „Secret Venice” i jestem tam mnóstwo dziwnych informacji. Z pozoru bez znaczenia, takich jak: o najstarszym zakładzie fryzjerskim, o aptece, do której chodził Brodski, o nieznanych obrazach na zapleczach znanych kościołów, o widokach, których nigdy się nie ogląda, bo to wymaga niecodziennych informacji. O historii burdeli, restauracji, słynnych postaci pokazanych od nieznanej strony i mnóstwo innych. Taka Wenecja całkowicie odmienna, bez wszystkich tych oczywistych ikon jak Rialto, bazylika San Marco, Pałac Dożów etc. Paradoksalnie taki przewodnik więcej mówi o prawdziwej Wenecji, niż te książki pokazujące ją przez jej ikony. Jest wszakże cała szkoła historiozoficzna czytająca epoki i procesy przez historie obiektów czy praktyk takich jak więzienia, burdele, narzędzia tortur etc. I ta książka jest z ducha taka właśnie, choć bez zacięcia naukowego i przyjemnie się ją dzięki temu czyta.
Warto raz pojechać do Wenecji i z premedytacją nie odwiedzić żadnych znanych miejsc. Chodzić po Wenecji nieznanej. Po Wenecji ubocznej, bez tłumów, bez oczywistych atrakcji. To trochę jakby zacząć wszystko od początku. Całą przygodę z Wenecją przemienić, a być może przemienić też samego siebie. Jest to doświadczenie performatywne; od razu wywołuje szerokie skutki w życiu. Po tym doświadczeniu ta znana nam Wenecja też jest inna. Odbieramy ją trochę tak jak wspomnienia Prousta w „Poszukiwaniu…”, jako coś ożywionego we wspomnieniu. Widmowego.