Od 37 lat chodzę do teatru! Pierwszy raz byłem w 1982 roku, mając 17 lat. W Warszawie w Stodole była premiera Kantora „Wielopole, Wielopole” oraz wznowienie „Umarłej Klasy”. Te przedstawienia mną wstrząsnęły i zmieniły moje życie. Gdyby nie stan wojenny i wyrzucenie z liceum w Biłgoraju ze względu na „zły wpływ na młodzież” to bym nie pojechał do Warszawy i Kantora nie widział.
Potem co tydzień, chodząc do liceum w Warszawie, jeździłem do teatrów na różne przedstawienia: Szajny w Teatrze Studio czy Grzegorzewskiego. Cervantes, „Republika”, „Ferdydurke”, czy „Nadobnisie i koczkodany” lub „Matka” Witkacego. Znakomity „Kubuś Fatalista” z Zapasiewiczem czy „Ostatnia taśma Krappa” z Łomnickim. I wiele innych! Aż do „Ferdydurke” Opryńskiego, „Naszej klasy” Słobodzianka i teatru Lupy!