Przykro to pisać, bo to sąsiedzi i tereny przez lata związane z Rzeczpospolitą, ale w Wilnie nie ma nic. Dosłownie nic. Jakieś resztki dwóch romańskich kościołów, których uroda jest więcej niż taka sobie i są oczywiście kopią sztuki francuskiej. Trochę baroku, ale też wtórnego, łącznie z kościołem św. Piotra i Pawła i tym niby płomiennym barokiem, który jest całkowicie prowincjonalny. Podobnie zresztą jest w Talinie, Rydze czy Warszawie, a nawet Krakowie. Jedno miasto włoskie jak Turyn czy Mediolan (bo o Florencji czy Wenecji to w ogóle nie ma co mówić) ma więcej wybitnych dzieł niż cała Europa Środkowo-Wschodnia.
Jeśli coś w Wilnie było ciekawego, podobnie jak w Krakowie czy Lublinie, to mieszanka ludzi. Splot kultur, ale tego też już nie ma. Jeśli jest coś ładnego w tych stronach to rzeki, jeziora i piaszczyste plaże nad Bałtykiem, ale za to z komarami, muszkami i bez hoteli.
Jedzenie? Organizacja miast? Nic z tych rzeczy. Wszystko jest albo wtórne, albo bardzo mało wyszukane. Jedynie ceny, porównując z Zachodem, są wciąż atrakcyjne, ale też już bez wielkiej różnicy… Pozostał nam tylko sentyment do miejsc związanych z Mickiewiczem czy Miłoszem. Nic więcej.
Fot. Marcin Białek/Wikipedia