Poparcie zapewniło bolszewikom nie społeczeństwo w ogóle, nie owe słynne „masy”, ale aparat partii komunistycznej, który w czasie wojny domowej gwałtownie się rozrósł. Po jej zakończeniu partia komunistyczna liczyła 600 000-700 000 członków. Nowych ludzi przyjmowano z otwartymi ramionami, bo reżim potrzebował zaufanych ludzi, aby obsadzić stanowiska w administracji i nadzorować siły zbrojne. Byli oni oddani partii, gdyż wiedzieli, że w razie zwycięstwa białych czeka ich sroga kara, a nawet śmierć. Wstępowali do partii, bo członkostwo w niej zapewniało przywileje i bezpieczeństwo w kraju, w którym szalała bieda i przemoc. Podobnie jak wszyscy rewolucjoniści, którzy odnieśli zwycięstwo, bolszewicy stworzyli własną klientelę żywotnie zainteresowaną przetrwaniem nowego reżimu; dokonali tego, rozdając zwolennikom stanowiska i rozmaite dobra. Beneficjentom takiego układu bardzo zależało na tym, aby nie dopuścić do przywrócenia monarchii lub demokracji. Ich liczba było stosunkowo niewielka – razem z rodzinami jakieś 3 miliony – ale w kraju, gdzie poza wsią nie przetrwały praktycznie żadne zorganizowane struktury, taka kadra, poddana ścisłej dyscyplinie partyjnej, stanowiła potężną siłę.
Cytat pochodzi z książki Richarda Pipesa „Rosja bolszewików”.