Iść czy nie iść – oto jest pytanie. Wielu moich znajomych, w tym też żona Monika (zapalona kinomanka) nie chce iść na ten film, mimo że bardzo cenią Smarzowskiego. Drastyczne, naturalistyczne sceny, o których się słyszy, mają zniechęcać. Ale czy na pewno? Czy filmy Tarantino albo braci Cohen nie są bardziej drastyczne? Są! Więc być może rzecz nie w drastycznych scenach, ale w lęku, który w nas siedzi i który, czego się boimy, może uwalniać ten film.
Inny argument, to że film jest antyukraiński i w sytuacji, gdy Rosja atakuje naszego sąsiada nie powinniśmy dolewać oliwy do ognia, ale może znów najlepszą odpowiedzią nie jest nie pójście, ale wreszcie rozpoczęcie procesu pojednania, który, aby był możliwy, wymaga od nas tego, co zrobił Izrael w stosunku do naszych rodaków, którzy ratowali Żydów za faszystowskiej okupacji. Otóż takie drzewka sprawiedliwych dla Ukrainców, którzy ratowali Polaków w czasie rzezi wołyńskiej. Jeśli włożymy taki wysiłek w tę sprawę jak Smarzowski w film, to damy radę.